niedziela, 26 lutego 2017

Pierdoły duże i małe, czyli o czym zapomina wielu początkujących pisarzy

Uszanowanko! Dziś zajmę się problemem bardzo ogólnym i bardzo powszechnym. O owych pierdołach potrafią zapomnieć zarówno początkujący autorzy, trochę bardziej doświadczeni pisarze jak i ałtorki. Dobra, te ostatnie to zapominają o nich cały czas. Ale o co właściwie chodzi? Już wyjaśniam!

Codzienność
Ten punkt dotyczy głównie fantastyki, sci-fi, akcji, horrorów itp. Początkującemu pisarzowi może się zdarzyć, że tak się wciągnie w akcję, że zapomni o opisywaniu zwykłych chwil. Nie mówię, by robić tak jak ałtorki i pisać, że bohaterka się przebrała, umyła zęby i obejrzała film, broń Boże! Ale nie należy też przeginać w drugą stronę i dać czytelnikowi odpocząć od wiecznych pościgów i ratowania świata.
Spójrzmy chociażby na Harry'ego Pottera. Na początku każdej książki opisany jest fragment życia Harry'ego w domu Dursleyów. Potem akcja nabiera tempa, do domu wpada Hagrid, przylatują Weasleyowie, Harry ucieka, cokolwiek. Później znowu następuje spokojna część - opis zakupów, ponowne spotkanie z przyjaciółmi etc. Dalej zaczyna knuć się intryga, ale między jej kolejnymi wątkami wplecione są lekcje, akcenty humorystyczne itd. 
Przykładów, które mogłam podać jest masa, choćby Percy Jackson i opisy, jak to wyrzucali go z każdej szkoły, Will ze Zwiadowców, który przez całe rozdziały sprzątał albo uczył się strzelać z łuku. 
Ale po co ja to piszę? Po to, by Ci pokazać, że codzienne chwile są bardzo ważną częścią każdej książki, nawet tej o ratowaniu świata. Bohater, który ciągle tylko walczy jest nijaki. Wiemy, że umie rzucać fireballami, ale co poza tym? Gdy opisujesz z pozoru nic nieznaczące rzeczy jak obiad, spotkanie z przyjaciółmi, odwiedziny rodzinki, to pokazujesz czytelnikowi, że protagonista jest człowiekiem, nie maszyną do zabijania. To są te chwile, kiedy możesz skupić się na rozwijaniu charakterów postaci, budowaniu relacji między nimi i dawaniu komediowych wstawek. Takie sceny powinny następować zawsze po rozdziałach wypełnionych akcją, by dać czytelnikom odpocząć.

Akcja
Ten przypadek to totalne przeciwieństwo poprzedniego. Wcześniej mówiłam o dziełach wypełnionych akcją, w których brak spokojniejszych momentów. Za to początkujący autorzy, piszący romanse i obyczajówki robią na odwrót - zapominają o mocniejszych momentach! Na sto procent znacie przypadki ałtorek, które poświęcają połowę rozdziału na opis ubierania się, makijażu, śniadania i heheszków z ziomkami. Potem Mary Sue wpada na Gary'ego, jakieś gadki szmatki i dalej już są tylko opisy całusków i uprawiania miłości. 
Nawet w romansie potrzebna jest akcja! Wiem, że głównym motywem ma być związek i budowanie relacji, ale można to trochę urozmaicić. Niech do protagonistki ktoś się włamie, napadnie ją, okradnie... To będzie dobra okazja, by jej facet się wykazał. Dobra, wiem, że często główna parka poznaje się właśnie w takich okolicznościach, ale mi chodzi o to, by w dalszych częściach też się coś działo. Komuś może umrzeć chomik, ktoś może zachorować, spaść ze schodów, wygrać na loterii, zapisać się na jakiś konkurs etc. 
Akcja w obyczajówce na pewno nie będzie aż tak dynamiczna jak w fantasy, sci-fi czy innych, podobnych gatunkach, ale też musi być!

Wątki poboczne
W pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że Halinka ma super moce i jest wybranką, potem przenosi się do magicznej szkoły, poznaje Janusza, robią rzeczy dla dorosłych i... No i nic. Epilog z dziesiątką magicznych dzieci. Ale co z tą przepowiednią, która wybrała Halinkę? Co ze szkołą? Z lekcjami? Nauką magii? Halo?
Dobra, wybrałam najgorszy możliwy przykład, ale doskonale pokazujący absolutny brak wątków pobocznych. Z tym że... W teorii główną osią fabuły jest przepowiednia i ratowanie świata, a w praktyce wychodzi tak, że to gdzieś znika, a dziewięćdziesiąt procent książki opowiada o romansie. Coś chyba poszło nie tak.
Jest jeszcze jedna możliwość ukazania tej samej historii:
Halinka ma super moce, jedzie do szkoły, tam uczy się nowych rzeczy, jest we wszystkim najlepsza, gdzieś na boku romansuje z Januszem, potem ratuje świat i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. 
Jest lepiej, niż w pierwszym przykładzie, ale dalej dość biednie. Nie ma tu żadnych innych wątków poza przepowiednią, nauką magii i romansem. I pępkiem każdego motywu jest Halinka. O jej ziomkach nie wiemy nic, historia szkoły jest nieważna, o Januszu wystarczy powiedzieć tyle, że jest przystojnym wampirem. Po co komu coś więcej?
I znowu przyjrzymy się Harry'emu, a konkretniej Więźniowi Azkabanu, bo tę część ostatnio czytałam.
Najpierw mamy wątek życia u Dursleyów i ucieczki z domu, potem zaczyna się intryga: tajemniczy Syriusz Black uciekł z więzienia. Jednak fabuła nie skupia się tylko i wyłącznie na zbiegu, po drodze widzimy życie w Hogwarcie, lekcje, problemy przyjaciół Harry'ego, wątek z Hardodziobem, historię Huncwotów itd.
Ważne jest, by czasami wstawić dodatkowe motywy i główny wątek odstawić na bok. Czasami na te poboczne historie poświęcone są całe rozdziały, a to wszystko po to, by czytelnik mógł odetchnąć od protagonisty i jego problemów.

Postaci poboczne
Ten przypadek łączy się z poprzednim, z tym, że czasami bywa tak, iż nie brakuje pobocznych wątków, ale za to każdy dotyczy Halinki. A legenda głosi, że postaci drugoplanowe też gdzieś tam istnieją w tle. Musisz pamiętać, że poza cudowną parką Halinki i Janusza istnieje też coś takiego jak reszta świata i pozostałe siedem miliardów ludzi. 
Postaci poboczne to podpora każdej książki, bez nich będzie bardzo biednie. Po co od razu skreślać rodziców bohaterki, uśmiercając ich w wypadku? Oni też mogą mieć ważną rolę do odegrania i wcale nie muszą być starymi zgredami. Tak samo rodzeństwo. 
Psiapsia Halinki wcale nie musi być gorszym od niej przydupasem, a kumpel nie musi być gejem, by być tylko kumplem. To są bohaterowie z ogromnym potencjałem i jeśli dasz im swoje pięć minut, to wcale nie przysłonią blasku protagonistki. 
Tak samo wszyscy inni ludzie: magicznie znikające gangi i watahy wilkołaków po jednym rozdziale, zaginieni w akcji nauczyciele, sąsiedzi, koledzy z klasy, reszta ludzkości. Byłoby też miło, jakby drugoplanowe postaci miały jakieś charaktery, nie tylko imiona. Tutaj odsyłam do poprzedniego rozdziału.

2 komentarze:

  1. Pingwin na Bloggerze? A to nowość! Nie spodziewałam się tego!

    P.S. Może dodaj gadżet obserwatorów, bo z chęcią dałabym to +1 do fejmu :)

    OdpowiedzUsuń